claroklara claroklara
281
BLOG

Jabłuszko Donka i utyskiwania

claroklara claroklara Rozmaitości Obserwuj notkę 12

1 czerwca 2010:

 

Zmywam się do soboty. Idę w las ostrzegać bobry i spółkę przed Bronkiem. Będę sobie przy tym nucić:

 

Czerwone jabłuszko rozkrojone na krzyż

Czemu Ty Broneczku krzywo na mnie patrzysz?

Gęsi za wodą, kaczki za wodą, uciekaj, Broneczku, bo cię pobodą!

Tusk Ci buzi da, ty mu buzi dasz

On cię nie wyda, ty go nie wydasz...

 

Mazurek, mazureczek

Broneczek i Doneczek

Kujawiak, kujawiaczek

Chodźże Władziu, chodźże chodź

 

***

 

 Podczas pakowania miałam natłok myśli, ale oczywiście większość mi uciekła.

Przypomniałam sobie czasy, kiedy jako 15-latka usiłowałam ojcu mojemu opowiedzieć książkę, która zrobiła na mnie duże wrażenie, mianowicie "Dziedzictwo" Karola Wybranowskiego (czyli w rzeczywistości Romana Dmowskiego), wspomniałam coś o masonach i zażartowałam, że ojciec pasuje do opisu. O matko! Wulkan w Irlandii to małe piwo przy tym co się stało z moim ojcem: poczerwieniał, zagotował się, wykrzyczał: "a kto to w ogóle jest ten Dmowski?!" i oczywiście skończyło się na laniu.

Kiedy w tym tygodniu ojciec przyjechał na niespełna tydzień postanowiłam być dobrą córką. Wyjaśniłam co się obecnie w polityce polskiej dzieje, na kogo i dlaczego będę głosować. W sumie dumna byłam z siebie, że dałam radę, że wykazałam się pewną elokwencją. I z przyjemnością usłyszałam komentarz do zdjęcia Komorowskiego:

- Inteligentnej twarzy to on nie ma.

Tylko jednego pojąć nie mogę: jak ktoś, kto jest niby prawicowy, ktoś kto przyjaźni się z ludźmi mającymi alergię na ubeków, ba, współautor  "Czarnej Księgi Komunizmu" może być takim tchórzem... Bo otóż wybraliśmy się na jeden dzień do Łodzi (po to tylko by ojciec mógł zobaczyć pomnik Jana Karskiego) z jego znajomą i ojciec siedział cicho jak trusia, gdy ona dzieliła się swoimi lewackimi poglądami. Ja od razu jej powiedziałam, że głosować będę na Kaczyńskiego, co ona skwitowała z nutką pogardy:

- No, to jak młodzi (czyt. nierozgarnięci) będą na Kaczyńskiego głosować to może ma szansę...

Ponieważ ja tej pani w ogóle nie znam i jakoś na znajomość bliższą nie miałam chęci to przez większość podroży milczałam jak grób, bo mój ojczulek (mimo że pojawia się w Polsce raz na pół roku i tylko pół dnia ze mną spędził, bo resztę z bratem) jakoś nie uważał mnie, najwidoczniej, za ciekawego rozmówcę. Wolał być zabawiany rozmową przez znajomą z Paryża, którą widuje częściej niż mnie.

Następnego dnia co prawda zadzwonił:

- Nie udała nam się ta podróż do Łodzi, co?...

- No... - uwierzyć nie mogę, czekam na dalszy ciąg.

- Okropne te korki, następnym razem pojedziemy pociągiem.

- Aha.

No tak. A już na łopatki rozłożyło mnie zdanie znajomej ojca:

- Weroniko ty wybierz restaurację, to ty znasz się na polskich restauracjach.

- Myli się pani, nie jadam w restauracjach.

- Ach, no tak, studenci, ha, ha.

 

I później:

- Gdzie chcesz usiąść?

- Mnie to wszystko jedno. Ja mogę siedzieć wszędzie, zjem wszystko i w ogóle nie mam wygórowanych wymagań.

- Niemożliwe, żadna dziewczyna w twoim wieku nie chce jeść byle czego i byle gdzie.

" A jednak. Ciekawe jakby zareagowała, gdybym jej powiedziała, że w liceum jeszcze doszłam do Częstochowy kulejąc na obie, zabandażowane dokładnie nogi, spałam w namiocie, myłam się w misce i jadłam to, co było, nie wspominając o powstrzymywaniu się od krzyku na mszy polowej w której uczestniczyło też całe stado pająków i kleszczy". Dawno tak mi się ust nie chciało otwierać, jak przy niej. Czułam się jak nadęta buba, ale nie umiałam się przemóc. Nie wiem czy kiedykolwiek ktoś tak mi za skórę zalazł.

- Musisz przyjechać do Francji na staż, na pół roku, chociaż, nawet do McDonalda. Nabrałabyś większej pewności siebie w języku francuskim.

"A idźcie w cholerę z tym waszym francuskim! Ja umiem pisać po polsku i po polsku mam zamiar się porozumiewać do końca życia, a że ojciec nawet nie wie jak piszę, bo by guzik z tego zrozumiał to jego problem (strata?). Że mnie nigdy nie pochwali, nie doceni? Taki mój los", ale oczywiście języka w gębie zabrakło.

- No, to kiedy przyjeżdżasz do Francji? Musisz, musisz!

"Mamuśkę gra czy jak?" Myślałam, że dostanę wysypki. No, ale już ich nie ma, już wrócili do swojej cudownej Francyji mlekiem i miodem płynącej.

A ja się z okazji dnia dziecka wyżaliłam, wyzłościłam (po czasie) i mogę iść spać spokojnie, by jutro ruszyć na spotkanie Gignatycznych Mrówek Kampinoskich ;)

 

I na koniec weselej nieco:

- Jutro o 10.10 musisz być na Dworcu Gdańskim. Czy ty rozumiesz co to znaczy?

- Tak, że muszę wstać o 7.30.

(Na Dworzec mam jakieś pół godziny autobusem ;) Ech, te kobiety).

claroklara
O mnie claroklara

Polka, choć francuskiej krwi. Katolik. Prawicowiec. Żona. Matka, rodząca w domu. Dziennikarz. "O-filozof". Oszołom na wielu płaszczyznach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości